Okazuje się, że Locus ↗ sprawdza się nie tylko jako mapnik podczas długich rowerowych wędrówek ale także i tych pieszych po górach. Wiktor tworzący Photofrom.pl ↗ osobiście przekonał się o tym i postanowił podzielić wrażeniami.
Po napisaniu notki o locusie ↗, Wiktor odezwał się do mnie z twierdzeniem, że aplikacja ta nie jest warta takiej ceny, bo raczej jemu się nie przyda. Wtedy poprosiłem o to, żeby faktycznie przetestował w terenie, a potem, w oparciu o takie doświadczenia, podzielił się wrażeniami, które bardzo chętnie opublikuję na moim blogu. To było w styczniu (?), natomiast całkiem niedawno, bo w czerwcu, napisał postscriptum”
Ogólne wrażenia
Jakub opisując Locusa w swoim wpisie bardzo pozytywnie się o nim wypowiadał. Dodatkowo polecał mi go jeszcze poza blogiem. Sprawiło to, że postanowiłem zabrać ze sobą tą aplikację w góry jako swoistą polisę ubezpieczeniową. Tutaj muszę przyznać pierwszy wielki plus dla aplikacji - wygodne ściąganie map z poziomu programu to coś czego nie znajdziemy np w TrekBuddy. Dodatkowo nie musialem się martwić jak i czym tego dokonać. Po prostu kliknąłem “ściągnij” i po kilkunastu minutach mapa pasma górskiego była w telefonie.
Precyzja pijanego chirurga
Niestety, każdy GPS ma problem gdy nad tobą znajdują się gęste chmury. Muszę przyznać że miałem okazję porównywać w takich warunkach Locusa w dwóch słuchawkach i był nad wyraz precyzyjny. Tutaj niestety pojawia się inny problem. O ile kłopoty GPSu mogę zrozumieć, a i samej aplikacji nie mogę nic zarzucić to niestety - dokładność map, tak Google Maps, jak i projektu Open Street Map jest dość niewielka w górach. Owszem są oznaczone szlaki turystyczne, ale często nie po właściwej drodze leśnej. Podobnie z węzłami szlaków, które według OSM znajdują się często w innym miejscu niż w rzeczywistości. Dla Locusa plus, dla map duży minus. Zwłaszcza gdy stoisz na skrzyżowaniu przez które przechodzi szlak, wg Locusa do skrzyżowania masz kilometr na północ, a w rzeczywistości masz do niego 500 metrów na wschód.
POI
Na szczęście czas na funkcję, dzięki której Locus zostanie z telefonu usunięty… ale zawsze wróci do pamięci przed każdym wyjazdem. Funkcja dla której jestem gotów wydać te PLN 30 jakie obecnie kosztuje aplikacja w Google Play - możliwość wpisania koordynatów punktów, ich nazw, zapisanie ich i w chwili zwątpienia można kilkoma kliknięciami namówić aplikację by wskazała nam to co ważne - naszą pozycję, azymut, odległość “na szagę” i pozycję docelową. Funkcja która w gęstej mgle może komuś uratować tyłek. Jednocześnie funkcja naprawdę rzadko spotykana w aplikacjach związanych z nawigowaniem w terenie.
Suma wszystkich strachów
Aplikacja w ciekawy sposób rozwijana, na dodatek ładnie zoptymalizowana - działa dobrze nawet na dość starym i słabym androidzie, na nowych, solidnych smartfonach zaś śmiga jak bolid formuły 1 na długiej prostej. Przed wyjazdem byłem bardzo sceptyczny co do aplikacji, która miałaby zastąpić mi kompas, mapę i zdrowy rozsądek. Po testach we mgle, przy niskim pułapie chmur i w śniegu sięgającym często kolan wiem, że aplikacja mi tego nie zastąpi. Za to może pomóc gdy chcę się upewnić gdzie jestem, dokąd zmierzam i ile mi jeszcze zejdzie. Co ważne - żadna aplikacja nie zastąpi myślenia, ale może w nim znacznie pomóc. Gdy zaś nie widać niczego to kto wie z której strony przyjdzie pomoc - tym razem przyszla z nieba i systemu GPS, a Jakub miał rację pisząc mi bym zainstalował i dał szansę appce.
Postscriptum z czerwca
Jakiś - czas temu dla Jakuba opisałem (to poprzednie akapity) moje doświadczenia z Locusem. Opisywałem wówczas go jako raczej fajny program, taki zapasowy kompas. Pisałem, że mapy są największym minusem tej aplikacji ze względu na brak dokładności. Teraz muszę dodać Post Scriptum.
Byłem w Beskidzie Niskim i o ile w miejscach popularnych jak okolice Koziego Żebra, Lackowej czy na koniec wycieczki - blisko Krynicy mapy były idealne o tyle chodząc w typowej dziczy tego pasma … nie znajdziemy oznaczeń szlaków, większości dróg, szczytów, kumulacji… nawet niektóre wioski nie istnieją(sic!) w mapach dostępnych online w Locusie. Dlatego przykro mi ale … Locus dostał kolejnego dużego minusa. Może jak ruszę na Snieżkę to będzie fajną aplikacją, ale do nawigacji w terenie wybieram kompas i mapę.
Dlatego w tej chwili odpuszczam sobie tą aplikację. Niestety ale też nie będę szukał zastępstwa - po prostu dostępne mapy są kiepskiej jakości, a mapy elektroniczne wydawnictw niekompatybilne z Locusem i podobnymi aplikacjami. Szkoda bo chętnie kupiłbym dobre mapy do Locusa, jednak aplikacja jest OK, autorzy robią co mogą, ale materiałów z zewnątrz poprawić przecież się nie da.
Podsumowanie
Pamiętajmy, że żadna nawigacja, czy to Automapa czy Locus, nie może zastąpić nas na trasach i ostateczne decyzje powinniśmy podjąć My. Tego typu narzędzia, jakie by inteligente nie były, nie mogą zastąpić Nam myślenia i samodzielnego oceny sytuacji w terenie. Żeby nie było, że przypadkowo trafiacie autem czy rowerem do jeziora…
Postscriptum z 24.06.2013
Jak pisałem wcześniej wybierałem się na Śnieżkę - część Polskich gór w których znajdziemy więcej turystów niż trawy i kamieni zliczanych razem. W takich górach Locus byłby genialny gdyby… no właśnie pomyślałem o tym, że nie byłby.
W górach gdzie jest mało turystów, są przeważnie kiepskie oznaczenia szlaków, a odwzorowanie ich na mapach elektronicznych kuleje. W górach gdzie turystów jest wielu… nie potrzeba najczęściej nawet mapy, bo tabliczki kierunkowe, oraz tłumy turystów same nas doprowadzą do celu. Dla mnie najważniejszą funkcją Locusa pozostanie możliwość wpisania koordynatów celu, albo zaznaczenie celu na mapie i uzyskanie prostej informacji: azymut na cel: xxx, odległość od celu: yyy, nachylenie armaty: zzz. No może bez tego ostatniego, bo to musiałaby być wersja Locus_Artillery.
[gallery columns=“4” link=“file” ids=“2203,2204,2205,2206,2207,2208,2209” orderby=“rand”]