O chińskich podróbach mozna mówić i pisać nieskończenie wiele razy, że są to jednoradzowe używki. Przekonałem się o tym, mając w ręku nowiutki, prosto z Chin, androidowy tablet o tajemniczej nazwie E11, którego zamówił brat..Długo nie zagościł w moich ani brata rękach..
Dane techniczne
Nie pamiętam dokładnie wszystkiego ale:
- System operacyjny: Android 1.6
- Pamięc RAM: 256 MB
- Pojemność 4GB
- Procesor: 600MHz
- Ekran: 7”
- Rozdzielczość: 800 x 400 (nie jestem tego pewny ale dość kiepska)
- Brak: GSM / GPS / Bluetooth
- Dodatkowe wyposażenie: Listewka na 2 USB + kabel LAN
- Bateria: miała starczyć na 4-6h pracy
Brak Android Marketu
Wykonanie, jak na chiński produkt, było bardzo dobre, fajne wyprofilowane ale jednak troszkę za ciężkie i..mało przycisków - aż jeden… No ok, dorzućmy on/off.
To jest kwestia przyzwyczajenia i brat pewnie by zaakceptował powolność systemu (1.6), wolną reakcję na dotyk i tapnięcie (sic!) czy kiepskie odwzorowanie kolorów…Ale:
- na samym starcie przeglądarka się sypie
- a jak załaduje, to pokazuje chiński alfabet
- stwierdzono brak Android Marketu
- natomiast jest Apps Market (oczywiście z opisami po chińsku)
- protokół market:// jest martwy
- hub usb działa jako tako po japońsku
- owszem modem Huawei E230 zalogował się do sieci ale za żadną cholerę nie chciał ruszyć
- Brak modułu GSM
- dobrze, ze chociaż WIFI działało.
Podsumowanie
Generalnie nie ma co komentować podsumować. Jedynie to, że nie ma co się pieprzyć z tanimi chińskimi tabletami, posiadający pseudosystem androidowy, który jest pozbawiony z możliwości korzystania z Marketu. Wiem, że można dograć, rozbudować ale sam fakt..ze to kosztowało jakieś 300zł + masę nerwów brata / mojego szyderczego śmiechu..
To chyba tyle w tym temacie ;)
PS: miał ktoś do czynienia z podobnymi zabawkami? (Tomek Topa to na pewno kilka miał ;-))