Skip to content

Jak stworzyć własne Google Photos za pomocą Photoprism?

Posted on:28 grudnia 2023�at�14:30
Reading TIme:7 min czytania
Feature Image for  Jak stworzyć własne Google Photos za pomocą Photoprism?

Na przełomie października i listopada rozpocząłem proces migracji zdjęć i filmów z Google Photo do lokalnego NAS-a (qnap), popełniając sporo błędów po drodze. Finalnie, mam uruchomioną lokalnie kopię zapasową zdjęć i filmów, opartą na Photoprism.

Mając do dyspozycji sprzęt i odpowiednią przestrzeń dysków w domowym homelabie, uznałem, że jest to właściwy czas na uporządkowanie cyfrowych bibliotek zdjęć i filmów, które rejestruję od ponad dekady za pomocą smartfonów.

Podejście nr 1 - synchronizacja z poziomu QNAP

Mam od dawna QNAP z 2 × 4 TB, który częściej służył za dysk sieciowy niż za dysk do gromadzenia kopii zapasowych. Ma spore możliwości synchronizacji z topowymi chmurami, w tym Google Photos oraz OneDrive, dlatego naturalnie moją przygodę rozpocząłem od tej platformy. Zainstalowałem aplikację MARS (multi-application recovery service), która umożliwia synchronizację bezpośrednio ze Zdjęć Google.

M.A.R.S

Zostawiłem na noc i rano biblioteka była już gotowa. Niestety mocno rozczarowałem się po dokładniejszym przeglądzie zawartości biblioteki. Okazało się, ze wszelkie detale zdjęć i filmów (metadane EXIF), na czym mocno mi zależało, były wykastrowane. Co więcej, nie było wszystkich pozycji z racji ograniczeń Google API (co widać na załączonej ilustracji).

Szybko usunąłem ściągniętą zawartość, podejmując sie kolejnej próby.

Podejście nr 2 - Google Takeout

Google Takeout jest usługą Google, która umożliwia pobieranie kopii danych z konta Google, takich jak wiadomości e-mail, zdjęcia, dokumenty, kontakty i wiele innych. Z tej opcji będę korzystał wielokrotnie.

Narzędzie jest proste w obsłudze i trzeba wyprać te opcje, które nas interesują, wybrać częstotliwość eksportu oraz typ i rozmiar pliku. Po dłuższej chwili na maila przychodzi lista z linkami do pobrania. Z przyczyn bezpieczeństwa Google nas weryfikuje nas każdorazowo po kliknięciu link, więc nie dodamy do wszelkich aplikacji odp. za masowe pobieranie plików.

Pierwszy błąd — format .tgz i rozmiar pliku 10 GB

Chcąc zaoszczędzić czas na dodatkowanie akcje, przy eksporcie wybrałem opcje możliwie największy plik pojedynczego archiwum w stricte linuksowym formacie. Finalnie łączny rozmiar archiwum przekraczał 230 GB danych, co dało 23 pliki do pobrania.

Warto pamiętać, że Google do niedawna dawało nielimitowaną przestrzeń na zdjęcia i filmy, jeśli wyraziło się zgodę na ich kompresję.

Następnie, w terminalu wpisałem następujące polecenie do rozpakowania:

for f in *.tgz; do tar -xzvpf "$f" -C ../googlePhotos;  done

Trzeba było się uzbroić w cierpliwość — bo w zależności od mocy obliczeniowej urządzenia — trwało od 2 do 5 godzin.

Po tej operacji sprawdziłem rozmiar rozpakowanych archiwum:

rozmiar rozmiarowi nierówny

gdzie:

WTF? Brakuje tylko 50 GB materiałów! Wszystkie pliki ściągnęły się prawidłowo i pobieżnie je sprawdzałem pod kątem uszkodzeń. Wszystko się zgadzało, ale wciąż brakowało tych ~ 50 GB danych, czego nie akceptowałem i znów przystąpiłem do kolejnej próby.

Przy usuwaniu katalogów natrafiłem na kolejny ciekawy bug:

ciekawy bug

Przypadek? Prawie 1 miliard plików? Jakakolwiek próba listowania katalogów z taką ilością plików kończyła się ubiciem procesu. Podjąłem się jeszcze jednej próby generowania archiwum w tym formacie, ale znów, problem ten sam.

Podejście nr 2.1 - zmiana formatu na .zip i max. rozmiar 4 GB

Po kolejnej nieudanej próbie doszedłem do wniosku, ze znacznie bezpieczniej będzie korzystanie ze sprawdzonego formatu .zip i rozmiaru plików max. 4 GB. Udało się w miarę szybko ściągnąć i wypakować do odpowiednich katalogów. Łączny rozmiar wypakowanych plików multimedialnych nareszcie był zgodny z oczekiwaniami — czyli większy niż rozmiar wszystkich plików .zip.

Ogarnianie bałaganu — MediaOrganizer

Przeglądając zawartość kopii zapasowych z Google Photos, można dostrzec jeden wielki bałagan:

To było dalece od moich oczekiwań / tolerancji; w erze przed chmurowymi rozwiązaniami z pomocą IrfanView sortowałem zdjęcia wg. kluczy YYYY-MM i tworzyłem odpowiednie albumy. Chcąc uzyskać podobną architekturę, z niewielką pomocą AI stworzyłem odpowiedni zestaw skryptów (repo z skryptami).

Wyszło bardzo dobrze, zmapowałem większość przypadków ale niektórych przeszkód nie mogłem przeskoczyć i zostawiłem sobie na koniec zabawy.

Cele

Dodatkowo:

Efekt

Początkowo, skrypt uruchomiłem w QNAP (tak, też ma sh/bash), ale ostatecznie “odkurzyłem” RPi4B, instalując RaspberryOS i zostawiłem na kilka dni.

Finalnie struktura wyglądała tak:

├── 2013-01
├── ..
├── 2023-02
├── ..
├── 2023-10
└── 2023-11

PhotoPrism

Pozostało zatem przejść do ostatniego etapu, jakim jest uruchomienie usługi PhotoPrism i migracji sporej ilości multimediów.

PhotoPrism to nowoczesna i funkcjonalna aplikacja do zdjęć i filmów, będącą świetną alternatywą dla innych usług chmurowych. Jej najważniejszą zaletą jest możliwość uruchomienia na własnym serwerze w domu zarówno w oparciu o RPI4B (ARM), jak i klasyczny thinclient typy Dell Wyse.

Spodobała mi się jej lista funkcji. Obsługuje rozpoznawanie twarzy i obiektów, automatyczną kategoryzację, ulubione, chwile, albumy i wiele więcej. Posiada również bogaty zestaw ustawień i zaawansowane możliwości importu.

Konfiguracja

Mając do dyspozycji gotowe konfiguracje dla konkretnych platform, wystarczy ściągnąć i uruchomić poleceniem:

docker compose up --build -d

TO wystarczy na początek dla większości, w moim przypadku wprowadziłem następujące modyfikacje:

Następnie zalogowałem się w przeglądarce do usługi PhotoPrism i rozpocząłem proces migracji. To samo można zrobić poziomu terminala za pomocą komendy

docker compose exec photoprism photoprism index --cleanup

W zależności od wielkości cyfrowej biblioteki, proces ten może trwać od kilku godzin do kilkunastu dni.

Dzięki tej zmianie, Raspberry PI miało dostęp do zdalnego katalogu z posortowanymi zdjęciami, które należy traktować jako Read-Only.

Szkolny problem

Wszystko szło pięknie, dopóki nie uruchomiłem procesu indeksowania twarzy i regeneracji miniaturek. Okazało się, ze dość szybko zapełniłem dysk (mały bo “tylko” 128 GB).

100% wykorzystanego dysku

Dokonałem małej reorganizacji projektu, polegającej na:

Restart usługi i ponowna regeneracja wszelki treści multimedialnych.

A dlaczego nie Qnap?

Parę miesięcy “testowałem” PhotoPrism, w wirtualnym kontenerze w QNAP, ale z racji słabego procesora i dramatycznie małej ilości pamięci (tylko 1 GB RAM), to nie miało racji bytu i często padał.

Stąd też postawiłem na RasperryPi 4B i z powodzeniem robi to, co do niego należy.

Alternatywne rozwiązania

Ten wpis mógłbym ograniczyć do poniższej sekcji, bo jak sie potem okazało: istniały równie ciekawe i (chyba) lepsze rozwiązania.

Wbudowany migrator w Photoprism

Zacznijmy od najważniejszego: Photoprism ma odpowiedni mechanizm do migracji ze Zdjęć Google i wystarczyłoby zajrzeć do tego rozdziału w dokumentacji.

  1. Rzecz jasna, trzeba samemu zadbać o eksport danych z Google Takeout
  2. Następnie rozpakować zawartość do katalogu originals lub `imports.
  3. W zależności wybranego katalogu albo uruchomić proces indeksowania lub migracji zdjęć.

Metadane umieszczone w plikach .json są wykorzystywane przy importowaniu multimediów.

Dla tych, co nie chcą PhotoPrism?

Jasne! Obok mojego skryptu, istnieje także Photoup, który działa na podobnych zasadach, ale może działać jako usługa w Dockerze.

Synchronizacja

Dalsza synchronizacja zdjęc z lokalną usługą PhotoPrism może być realizowana na różne sposoby.

  1. Sam projekt świetnie działa jako progressive-web-app, które można zainstalować jako aplikację w telefonie
  2. Można wykorzystać aplikację PhotoSync, by bezpiecznie tworzyć kopie zapasowe telefonów z systemem iOS i Android w tle.
  3. Można wykorzystać Syncthing do synchronizacji między telefonem a katalogiem w NAS, a następnie manualnie / automatycznie importować do PhotoPrism.

Podsumowanie

Popełniłem sporo błędów przy organizacji zdjęć, począwszy od niezbyt udanego researchu na ten temat, poprzez niejasne zasady eksportowania zdjęć i problemów przy wypakowaniu zawartości a kończąc na braku przestrzeni dyskowej na Raspberry Pi.

Finalnie, jestem zadowolony z osiągniętego celu.

Photoprism dashboard

Bezpieczne przechowywanie obrazów na dysku NAS, do którego mam bezpośredni dostęp, oznacza, że ​​jeśli chcę, mogę z łatwością przejść na nową aplikację hostowaną samodzielnie, bez żmudnego eksportowania z systemu komercyjnego. Nie wiem, czy to już koniec płacenia za usługi typu Google One, ale wreszcie mam uporządkowany ten segment cyfrowego życia.

Co dalej?

Kontrolowany dostęp z zewnątrz

Jeszcze nie dojrzałem do decyzji, czy chciałbym wystawić projekt na zewnątrz - spoza homelab. Prędzej czy później dojdzie do tego.

Pamiętaj o backupie

O ile wszystkie pliki cache czy miniaturki “siedzą” już w NAS, o tyle baza danych jest lokalnie na Raspberry PI. Na szczęście jest to dość dość prosta sprawa, bo dzięki mojej konfiguracji docker-compose.yml ograniczam się do prostego polecenia:

docker compose exec photoprism photoprism backup -i -f

w katalogu ./storage/backup/mysql/ pojawia się plik bazy .sql.



Możesz napisać do mnie e-mail, wiadomość na Telegramie lub wyszukać mnie na Mastodonie.
Loading...