Inbox by Gmail - jedna z popularnych usług amerykańskiej firmy - zostanie wycofana z końcem marca 2019 roku. To jedna z zaskakujących informacji, ponieważ jeszcze kilka lat temu była murowanym kandydatem do zastąpienia poczciwiego Gmail’a. Stało się odwrotnie, o czym piszę poniżej.
Inbox by Gmail
Na początek warto zaprezentować oficjalną notatkę zespołu odpowiedzialnego za rozwój tego produktu:
https://twitter.com/inboxbygmail/status/1039952354450309121 ↗
Inbox by Gmail - co to jest?
Inbox by Gmail miał premierę w 2014 roku i służył Gigantowi za poletko do eksperymentów, związane z ulepszaniem skrzynek pocztowych. Pojawienie się dwóch bliźniaczo podobnych usług może wprowadzić deja vu wśród użytkowników skrzynek pocztowych (powiadomienia o nowej poczcie pojawiały się równocześnie w obu aplikacjach).
Nowości w Inbox były dość mocno imponujące:
- odłożenie na później,
- lista maili w stylu listy ToDo,
- grupowanie wg nadawcy / domyślnych kategorii
- odświeżony i prosty interfejs
Małe rozczarowania
Z drugiej strony, Inbox nie do końca radził sobie np. z podpisami, załącznikami, a w szczególności utworzonymi przeze mnie filtrami. Nie pamiętam, czy były jeszcze inne powody, dla których wracałem do Gmaila po miesiącu użytkowania Inboxa. Na pewno był to produkt mocno rozwojowy i dla fanów nowoczesnych interfejsów.
Gmail - konserwatywny krewny
Gmail na tle Inboxa wyglądał bardzo konserwatywnie i choć w 100% realizował zadania typowe dla skrzynek pocztowych, to jednak UI / UX trącił myszką. Aby mieć rozwiązania, odpowiadające Inboxowi, trzeba było doinstalować dodatki rozszerzające możliwości skrzynki, jak chociażby Gmelius ↗.
Na szczęście, androidowa aplikacja Gmail szybciej otrzymywała aktualizacje i nowsze rozwiązania, sprawiające, że korzystanie stało się dużo szybsze i wygodniejsze niż wersja desktopowa. Dla przykładu: archiwizacja i przekierowanie maili.
Mała niespodzianka
Nie wiem, czy to dzieło przypadku, ale w chwili, gdy dowiedziałem się o planowanym zakończeniu działania inboxa, na koncie Google Suits dostałem powiadomienie o nowej wersji Gmail i że wystarczy kliknąć OK, by mieć nowe rozwiązania.
Nie dość, ze UI dostało nowego kopa rodem z Material UI, to jeszcze doszły funkcjonalności, jakie spodobały mi się w Inboxie. Całe szczęście, że nie musiałem długo czekać na zmiany, jak w przypadku Kalendarzy Google ↗, które po dłuższym czasie zostały gruntownie odświeżone. A wcześniej narzekałem na brak chęci ↗ modernizacji jednej z czołowych usług potentanta.
Co dalej po Inbox by Gmail
Użytkownicy Inbox by Google mają czas do końca marca 2019 roku na migrację, np. z powrotem do odświeżonego Gmaila - przygotowano specjalną stronę ↗, na której porównano funkcjonalność obydwu aplikacji.
Inną, realną alternatywą, lecz pozbawionych kilku ficzerów jest webowa wersja innego amerykańskiego potentata - Outlook. Na marginesie, wygląda bardzo obiecująco i jest mocno skorelowany z rozwojem usług Office 365 i samego Windows 10.
Osobiście pozostaję przy Gmail, jako domyślnej aplikacji do maili w moim smartfonie. Jednocześnie używam Outlooka do mniej istotnych zadań, jak chociażby newslettery od kilku fajnych osób, których obserwuję.
Podsumowanie
Przyzwyczaiłem się mocno do Inboxa, ponieważ pozwalał utrzymywać zasadę Inbox Zero przez kilka miesięcy. Odłożenie wiadomości, szybka archiwizacja i odptaszkowanie - to działało genialnie.
Ale w koncu, to był poligon doświadczalny ze ściśle nieokreślonym terminem przydatności i ktoś najwyraźniej doszedł do wniosku, że trzeba to ubić. Na szczęście, równolegle wprowadzono nowości w Gmailu, więc “ból” po Inboxie będzie znacznie mniejszy.
Nie jest żadną nowością, że Google lubi ubijać aplikacje w najmniej spodziewanej chwili, nie zawsze kieruje się interesem społeczności. Tak było w przypadku Picasa Web, którą zastąpił odpaloną wcześniej usługą Google Photos. Nie każdemu ten ruch przypadł do gustu, zwłaszcza starszym użytkownikom Internetu, przyzwyczajonym do genialnej (jak na ówczesne czasy) Picasa Web ↗.
Ciekawe, która usługa będzie w następnej kolejności do restrukturyzacji? Hangouts? Google+?
Quo Vadis ↗, Google?