Plan na długi majowy weekend w górach powstał dość spontanicznie. Zazwyczaj spędzałem je w wielkopolskim fyrclu, ale tym w razem było inaczej. Z gnieźnieńską kipą z BS ↗ pojechaliśmy na południe kraju, w region Kotliny Kłodzkiej i Góry Złote. To był prawdziwy debiut w tej części Polski.
Geneza
Pierwotnie myślałem o Kaszubach, które miałem okazję liznąć w trakcje nadmorskich wakacji na rowerze, ale nie chciałem jechać sam. Tym bardziej że jeszcze wcześniej zgadałem się z Wiktorem ↗ na wspólne rowerowanie. Tak więc dogadałem się z Marcinem ↗ i od słowa do słowa zdecydowaliśmy się na Kotlinę Kłodzką ↗. Decyzja niby spontaniczna ale trzeba było podjąć decyzję wcześniej ze względu na duże zainteresowanie noclegami w tym regionie.
Transport
Z dojazdem mieliśmy ograniczone możliwości, nie każdy dysponował autem, dlatego postawiliśmy na polskich przewoźników kolejowych. Poza kilkoma szczegółami, nie możemy narzekać na transport i połączenia, bo mieliśmy dość rewelacyjnie jak na polskie warunki. W przeciągu kilku godzin byliśmy na miejscu bez większych problemów.
Tak należy rozumieć info o ograniczeniu w transporecie rowerów
Niestety mentalność polskich konduktorów to największy problem polskich kolei. Pasażerów też. Mieliśmy okazję przekonać się na własnej skórze co to znaczy “ograniczenie w przewozie rowerów”. Gdy chcieliśmy zapakować się do ostatniego wagonu i gdyby nie studenci, to byłoby świetnie. Poszliśmy do wspomnianej obsługi konduktorskiej z prośbą o reakcję. Jedna kazała iść na koniec, druga burknęła, że przedział służbowy nie jest dla nas, a trzeci okazał łaskę i zezwolił na zapakowanie rowerów w drugim wagonie.
Powrót do POznania przebiegał w takich warunkach. Wszyscy mieli wykupione bilety, więc mieli prawo do … właśćiwie nie wiem jak to ująć
Nie lepiej było z powrotnym ale trzeba sobie radzić, prawda?
Nocleg
Zatrzymaliśmy się w agroturystyce “Dziupla u Kazka ↗” nieopodal Kamieńca Ząbkowickiego ↗, gdzie zostaliśmy przyjęci bardzo ciepło.
Za dobę płaciliśmy 30zł / osoba co jest bardzo dobrą ceną, gdyż w zamian dostaliśmy kuchnię, łazienkę, warsztat do dyspozycji, a i na ogrzewaniu gospodarz nie oszczędzał - było wręcz gorąco.
Wyżywienie
Trzeba pamiętać, że długi weekend majowy to także święta państwowe i z tej okazji wszelakie markety, duże sieciówki itp są pozamykane na cztery spusty. Zatem trzeba było zrobić duże zakupy na 4 dni i w tym pomogła nam Biedronka w Kamieniu Ząbkowickim.
Jak dobrze, że Biedronka jest tak blisko nas ↗ ;-)
Ubiór
Pogoda na przełomie kwietnia i maja jest jedną wielką niewiadomą, dlatego było ciężko przewidzieć jak się ubrać. Z jednej strony należało spodziewać się upalnych temperatur i grzejącego słońca, a z drugiej strony pory deszczowej ze śniegiem na czele.
Dlatego warto przygotować się na każdy wariant, ubierając na tzw. cebulkę. Czyli choćby nogawki, rękawki, chusty buff na okrycie głowy czy szyi, z kurtką przeciwdeszczową włącznie.
Góry Bardzkie
Okazało się, ze mamy piękną pogodę, dlatego zaraz po rozpakowaniu i małym obiadku wyjechaliśmy na pierwszą wycieczkę - w Góry Bardzkie ↗. Pierwszą, która uświadomiła nam z czym będziemy się zmagać w trakcie majówki 2014, ale żeby było oczywiste: nie wymiękałem. Z największych atrakcji na tym etapie to zobaczenie panoramy Barda Śląskiego ↗ z obrywu skalnego w przepięknym popołudniowym słońcu i Srebrnej Przełęczy ↗ tuż przed zachodem słońca oraz długi zjazd z przejazdem przez Srebrną Górę ↗. Na oddzielną uwagę zasługuje kilka szczytów, w tym Wilczaka ↗ (637m npm).
Dokładniejszy opis pierwszego dnia znajdziecie na moim bikelogu ↗.
Gory Bardzkie - Panorama Bardzka
Gory Bardzkie - z ekipą na punkcie widokowym, ulokowanym na obrywie skalnym
Gory Bardzkie - w trakcie pokonywania przeszkody
Gory Bardzkie - Srebna Przełecz
Rychlebské stezky
Rychlebskie Sciezki - piękny czeski asfalt
Celem nr 2 było zwiedzanie znanych i lubianych Rychlebskich Ścieżek, ↗ które były dla mnie wielkim wyzwaniem. Wielkim ponieważ dotychczas nie miałem okazji sprawdzać mojego 29era w górskich, nieco bardziej ekstremalnych warunkach ( z bagażnikiem ;-) )I to było moje pierwsze zetknięcie z czeską ziemią. Do Czech dojechaliśmy od strony Paczkowa, a granicę polską czeską przekraczamy w Dziewiętlicach i dalej przejeżdżamy przez Bernatrice.
Rychlebskie Sciezki - Polsko-Czeska Granica
W ciągu paru minut Czechy zauroczyły mnie świetną nawierzchnią, idealną pod szosówki a zarazem przeraziły mnie miejscową ludnością (romska społeczność). Będąc w czeskim lesie popełniłem błąd, polegający na nie sprawdzeniu mapy w Garminie pod kątem leśnych dróg, w efekcie kilka razy stajemy i szukamy właściwego dojazdu do Cernej Vody. Nie tylko my ;).
Rychlebskie Sciezki - w drodze do celu
Rychlebskie Sciezki - standardrowa droga
Rychlebskie Sciezki - odpoczynek po rundce przy piwku
A Rychlebskie Ścieżki? Świetnie przygotowane ścieżki pod fulle i xc (mtb 29 tez daje rade), które powstały na bazie starych myśliwskich tras. Podoba mi się idea, jaka towarzyszyła twórcom i ochotnikom i polegała ona nie na pokonywaniu jak najdłuższych tras z A do B a na pokonaniu różnych przeszkód, na czerpaniu przyjemności z samej technicznej jazdy.
Rychlebskie Sciezki - powrót do kwatery
Opis drugiego dnia możecie przeczytać w kolejnym wpisie bikelogu ↗
Borówkowa Góra
Kolejny dzień zmagań z górami przebiegał w całkiem innych, chłodniejszych i wilgotnych warunkach. niestety pogoda w górach rządzi się swoimi prawami i trzeba się do nich dostosować, więc na pewno trzeba było zabrać nieco cieplejsze rzeczy na wypadek sporego ochłodzenia.
Na trasie do Lądka Zdroju. Wiktor na pierwszym planie
Ot taka tam panorama
Ale po kilku kilometrach, niemal godzinnej jazdy pod górkę rozgrzaliśmy się na maksa - wjechaliśmy w teren Śnieżnickiego Parku Krajobrazowego ↗, szkoda tylko że przez mgłę i rosnące drzewa nie mieliśmy okazji zobaczyć pokonywanych serpentyn. Co można powiedzieć o Lądku Zdroju, któremu poświęciliśmy sporo czasu? To, że jest typowo miastem uzdrowiskowym, podzielonym na dwie części, z czego najbardziej interesującym była ta część uzdrowiskowa. Niczym szczególnym nie wyróżnił się moim zdaniem.
Borowkowa Gora - jeszcze troche do celu
Borowkowa Gora - Pamiatkowa fotka z zamgloneg góry
Na Borówkową Górę ↗ dotarliśmy przez Lutynię, najpierw asfaltem A potem utwardzoną droga, by u stóp szczytu pokonać pieszo szlak usłany kamieniami i korzeniami. Podjazdy miały swoisty mikroklimat, bowiem mieliśmy okazję zaobserwować zmieniająca się z minuty na minutę aurę, z zamglonego Lądka wjeżdżamy w jeszcze bardziej zamgloną Lutynię, by przez chwile cieszyć się słońcem - mieliśmy wrażenie że byliśmy w chmurach. Ostatecznie na Borówkowej zmarzliśmy i żałowaliśmy, że nie widzimy ponoć przepięknej scenerii.
Sama góra ma historyczne znaczenie dla opozycji politycznej zarówno Czech i Polski z czasów ZSRR - to tutaj były tajne spotkania przedstawicieli ugrupowań z obu krajów. Do niedawna istniały tutaj przejścia graniczne, gdzie kontrolowano turystów. Dziś jest tam wieża widokowa, punkt gastronomiczny i ławki do dyspozycji gości. Najlepsze było przed nami: długi zjazd do granicy polsko - czeskiej. Miejscami było bardzo ostro, prędkość była zawrotna.3
Podsumowanie
W górskich warunkach zrobiliśmy ponad 300km, choć mieliśmy apetyt na więcej. Niestety trzeba liczyć się z pogodą, na którą narzekać nie mamy prawa - pierwsze 2 dni były wręcz upalne, złapałem pierwszą kolarską opaleniznę. To było pierwsze zetknięcie z górami w tej części Polski, pierwsze także na rowerze ale nie ostatnie, bo z pewnością kiedyś tam wrócę na nieco dłużej. Górski epizod wiele mnie nauczył, uwidocznił moje słabe strony, nad którymi musze popracować, zwłaszcza nad wytrzymałością i oddechem, a także wzmocnić swojego 29era.