Skip to content

Road Trip 2009

Posted on:22 lipca 2009 at 12:15
Reading TIme:11 min czytania

Lubię podróżować i zwiedzać ciekawe rejony w naszym kraju i poza nim, ale rzadko kiedy opuszczam kraj - nie to co kumpel, który z rodzinką podróżuje po Francji, Hiszpanii czy Portugalii autem. W tym roku rodzice za namową ich przyjaciół zdecydowali się na kolejny road trip, tym razem głównym celem był Kazimierz Dolny.

Takie wycieczki to ja wręcz uwielbiam - każdy dzień nowe miejsce do poznania, ciągle w ruchu - tak lubię aktywny odpoczynek, który no niestety kosztuje trochę. Pierwszy road trip odbył się już w poprzednim roku, zwiedzając Biskupin, Bydgoszcz, Toruń czy Ciechocinek. Wspólną cechą charakterystyczną takich wyjazdów to całkowity spontan, nie licząc sprawdzenia auta przed wyjazdem. Spontan polega na braku zatwierdzonych miejsc noclegowych (a jakże ;)), dowolnego wyboru zwiedzania miast czy tez zakupów (po co, skoro są otwarte supermarkety, targowiska). W zeszłym roku miałem powody dla których road trip był wyzwaniem, mimo że to było dość blisko - otóż przed wyjazdem dokonaliśmy zakupu auta Skoda Fabia Combi i taki wyjazd był poniekąd sprawdzianem, który zdano celująco.

W tym roku, jak już wspomniałem, głównym celem był Kazimierz Dolny i okolice, ale korzystając z tej okazji, znajoma postanowiła odwiedzić swoją rodzinkę (tak, jej rodzice pochodzą z okolic Radomia, a dokładnie z Kijanki) i spędzić z nią odrobinę czasu. Trochę punktów do zwiedzania było.

Bełchatów

Ten punkt był trochę nie po drodze, +/- 60km, ale to i tak nie zaszkodziło wpaść na 3h w te regiony, gdzie znajdują się jedno z największych odkrywkowych kopalni węgla brunatnego. Tu też był pierwszy długi postój, gdzie skonsumowaliśmy w pobliskim lesie śniadanko. Miałem nadzieję na zobaczenie terenu nazwanego jako księżycowego krajobrazu a zamiast tego mogłem przyjrzeć się pracom na terenie zakładu; niby to teren prywatny ale dozorca przepuścił nas i dodatkowo pouczył jak mamy stąd się wyrwać.

Liczę, że w końcu na żywo zobaczę tą dziurę w ziemi.

Sulejów

Miejscowość wypoczynkowa, położona nad jeziorem i właściwie posiadająca mało walorów turystycznych - ślady zakonu Cystersów. Mało walorów, bo tylko i wyłącznie dzięki położeniu przy drodze Piotrków Trybunalski-Radom i lasom, jest znana w tej okolicy. Jaka jest woda - tego nie sprawdziłem ;).

Kuczki Kolonia (k.Radomia)

W Kuczkach, 8km za Radomiem w kierunku Zwolenia (trasa na Lublin) warto się zatrzymać na obiad. Znajduje się smakowita karcza w stylu góralskim o fajnej nazwie - Baba Jaga. Ma bogatą ofertę za dość przyzwoitą cenę a można się naprawdę najeść. W dodatku bardzo miła obsługa (o tak, te piękne kelnerki w góralskich strojach :D) z którą można chwilę porozmawiać. Zresztą, jak wracaliśmy, również wstąpiliśmy tu na obiad. :)

Kijanka

Miejscowość jak każda inna wieś na pograniczu Mazowsza, Lubelszczyzny i Kielecczyzny, w której czas się zatrzymał 50-60 lat temu. Stare drewniane domki, dachy-strzechy, wychodki na dworze i stare okna z starymi firanami. Do tego nieogrodzone tereny i widok starych ludzi na ławeczce przed domem. Miałem wrażenie, że odbywam podróż po czasie, poznawać czasy, w których moi rodzice byli wychowywani.

Oczywiście takie dobra jak prąd, woda czy telefonia GSM w tych regionach doskonale funkcjonowały. Przebywając w gościnie u rodziny znajomej nie sposób było zauważyć nowoczesności - nowe plazmowe telewizory z Cyfrowym Polsatem na czele. Piękne połączenie starego i nowego, a już nie wspomnę o korzystaniu z Internetu na świeżym powietrzu tuż nad rzeczką.

Tereny te wciąż są dziewicze i nietknięte przez cywilizację miejską, choć nieopodal była piękna willa, zamieszkana przez warszawkę - dwie terenówki, pełna kanalizacja, prąd, telefonia stacjonarna (a więc Internet). Nie zapominam o wielkich supermarketach i tych małych, których również było jak na lekarstwo; Czyżby dopiero rewolucja miała wybuchnąć? Rzadko widywałem Biedroneczki, psa z Netto czy Lidla, a dopiero Carrefour, Brico/Inter Marche.. Jedynie co zauważyłem, to polską (?) sieć dyskontów - Zielony Groszek bądź Groszek. Ceny przystępne, asortyment niczym nie odbiegających od znanych mi sieci sklepów.

Kazimierz Dolny

Do Kazia dostaliśmy się przeprawą promową przez Wisłę w Kłudziu, nieopodal Opola Lubelskiego (pozdrawiam Lukem’a). Bałem się podwyższonego poziomu wody w Wiśle, bo przecież jeszcze kilka dni temu na południu kraju była powódz. Okazało się, że takiego zagrożenia nie ma i można spokojnie przepłynąć. Po drugiej stronie Wisły było sporeej wielkości bagna i z trudem się dało jakoś wyjechać autem.

Do samego Kazimierza Dolnego mieliśmy około 20-25km i strasznie nam się nie spieszyło, dzięki temu mogliśmy podziwiać raj sadownictwa. W Wielkopolsce królują zboża, a tam małe i duże sady i plantacje chmieli (i tytoniu też). Dlaczego akurat tutaj - nie wiem, ale podejrzewam że ma to związek z działalnością Instytutu Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa w Puławach i w przeszłości prowadzono liczne badania nad optymalizacją zbiorów. Dodatkowo na trasie Warszawa - Puławy znajduje się m.in. Grójec.

Na miejscu byliśmy w godzinach wieczornych i zameldowaliśmy się w miejscu noclegowym - niestety tylko na jeden dzień, bowiem była już rezerwacja na sobotę. A szkoda, bo domek w którym było 2 pokoje dla 4 osob i 1 dla 3 osób, kuchnia i 2 łazienki, prezentował się przepięknie - cena 35zl od osoby. Należy tez odnotować, że w tym miejscu (a była to miejscowość Wylągowo) nie było zasięgu sieci Plus, a więc byłem odcięty od świata zewnętrznego - prawdopodobnie musiała nastąpić awaria wieży BTS, skoro Orange i Era miały pełny zakres.

Wieczorami Kazimierz Dolny jest pięknie oświetlony, pełno tłumów na Starym Rynku i nieopodal zabytkowych kościółków, a już nie mówiąc o wale nad Wisłą. Po dokonaniu zakupów (piwa, soku i wody mineralnej) powróciliśmy do domku. Zmęczony trasą liczącą ponad 500km, zwiedzając ciekawe miejsca i pokonując nieraz w tragicznym stanie drog i zadowolony, że wszystko poszło zgodnie z planem.

Następny, cały dzień poświęciliśmy na zwiedzanie i odpoczynek w Kazimierzu Dolnym. Warto zwiedzić ruiny zamku i basztę, na której ulokowano jedno z dwóch punktów widokowych. Drugim jest Wzgórze Trzech Krzyży. Świetny widok zarówno na Wisłę i jak na panoramę miejską. Faktycznie było czuć, że nie jest to typowe miejsce do zwiedzania - tu trzeba być. Niestety nie obyło się bez mankamentów, zwłaszcza w zakresie bezpieczeństwa pieszych - tak, mowa o chodnikach, powinny być przebudowane, ponieważ są one za wąskie (jakeis 30-50cm szerokości) i stanowią zagrożenie dla kierowców. Nie można zapomnieć o oznaczeniach i miejscach parkingowych, których było jak na lekarstwo. I jeszcze jedno - dlaczego auta jezdzą po Starym Rynku, gdzie znajduje się zawsze tłum? Rozumiem, że brakuje objazdów do ważnych punktów, ale od czegoś jest komunikacja miejska (której było brak).

Wojciechów

Korzystając z okazji, pojechaliśmy do Wojciechowa, gdzie odbywały sie Ogólnopolskie Targi Sztuki Kowalskiej. Zatem kolejna ciekawa atrakcja - popatrzeć na warsztat pracy kowala, sposób wykonania i ostatecznie produkty. Przy tej okazji, zorganizowano także zawody w okuciu konia - wymierajacy zawód z jednego powodu - wraz z rosnącą liczbą aut, maleje liczba uzytkowników konnych pojazdów, ale jest nadal potrzebny z wielu względów: przede wszystkim organizowane są zawody sportowe. Tak czy siak - ciekawa dawka wiedzy.

Wąwolnica

U pani sołtys znaleźliśmy już nocleg na pozostałe 2 dni, co zdecydowanie ulżyło wszystkim i mogliśmy bezpiecznie zostawić w pokojach nasze bagaże a sami udać na dalsze zwiedzanie. Wąwolnica jest małym miastem ale za to z ciekawą historią. Sanktuarium Matki Kebelskiej, dom w którym przebywał Prymas Tysiąclecia. Natomiast okolica świetnie się nadaje na rowerowe wycieczki, bowiem przez tą miejscowość przebiegają liczne trasy rowerowe, m.in. z Nałęczowa (5km) do Kazimierza Dolnego (ok.16-20km). Co więcej, znajdują sie z prawdziwego zdarzenia wąwozy lessowe (ha i plagia komarów :P). Miejscowość zdecydowanie spokojna a pani sołtys bardzo miła - 25zł od osoby.

Nałęczów

Miasto kojarzone z wodą mineralną i jednym z najlepszych ośrodków SPA (z tradycjami) w Polsce, posiada piękny i zadbany park, w którym znajdują się różne ośrodki użyteczności publicznej. Najstarszym z nich wydaje się być Ośrodek “Książe Józef”, a najmłodsze to Artium - odnowy biologiczne z basenami na czele. W przeszłości nałęczowski park był odwiedzany przez polską elitę polityczną i literacką, stąd widać ślady pięknych willi do nich należących. Szczególnie upamiętniono dwóch pisarzy: Bolesława Prusa i Stefana Żeromskiego; Bolesław Prus w charakterystyczne czapce w stylu angielskim siedzący na ławce a Stefan Żeromski pochował tu swojego syna, tuż obok swej pracowni, zachowanej do dziś w świetnym stanie. Wiele zabytków kryje w sobie ten Nałęczów.

Nieopodal Nałęczowa, w Bochotnicy znajduje się zakład produkujący Nałęczowiankę, którą niestety nie zdążyłem ofotkować.

Kozłówek

Kozłówek słynie przede wszystkim z pięknego zespołu pałacowo-parkowego należącego do rodu Zamoyskich. Co prawda, nie byłem w pałacu, ale sam wygląd pałacu i parku robi naprawdę ogromne wrażenie - oczywiście to zasługa tych, którzy od samego początku dbali o dorobek i mimo upływu lat, zachować to wszystko w idealnym stanie. Trzeba przyznać - ceny wstępu m.in do pałacu były dość oporne. Ja skorzystałem z powozowni i muzeum socrealizmu - w powozowni wyhaczyłem rowery zwane bicyklami, co sfotografowałem (choć legalnie to nie było), natomiast muzeum było bardzo interesujące zarówno dla mnie i jak dla moich rodziców, bo to rodzice byli wychowani w tych czasach i z łezką wspominali te rzeczy, które są już obiektami muzealnymi. Ciekawostkami były filmy-propagandy każdego niemal roku przedstawionych przez WFDiF, przedstawiający niemal każdy aspekt życia społecznego, politycznego i naukowego tak, by rodacy zrozumieli, ze trafili do raju - ah ta propaganda, niczym utopia.

Puławy

Jak wspomniałem wcześniej, w Puławach od lat istnieje Instytut Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa, usytuowany w pałacu Czartoryskich, który niestety nie miał tyle szczęścia co pałac Zamoyskich i został przerobiony na użytek Instytutu a jednocześnie uczelni. Historia tego zespołu pałacowo-parkowego jest równie ciekawa, co wspomniany Kozłówek. To właśnie w Puławach postało najprawdopodobniej pierwsze muzeum w Polsce założone przez przedstawicielkę z rodu Czartoryskich - Izabelle a budynek to Świątynia Sybilli, które tak propos miało przysłużyć patriotyzmowi. Jakkolwiek by nie było, historia tej miejscowości jest tak zagmatwana, żę należałoby od samego początku ją prześledzić. Dzisiejsze Puławy znane są dzięki zakładom Azoty Puławy.

Gołąb

W Gołębiu, jak można było wyczytać z broszurek, znajduje się muzeum rowerów nietypowych a i jest praktycznie cały czas otwarty. Jak się okazało, faktycznie to było nietypowe muzeum i nietypowy kustosz. Sam kustosz sprawiał wrażenie człowieka pozytywnie zakręconego i jak sam mawiał - jest wariatem, mającego bzika na punkcie rowerów. Pomysłów mu nie brakowało, co widać na zdjęciach. Dla mnie miejsce te będzie kojarzyć z pewnym przykrym zdarzeniem - otóż pewna próba skończyła się z bolesnym lądowaniem na kość ogonową, po czym na krótką chwilę straciłem przytomność. Tak, do dziś czuć to lądowanie, ale przynajmniej spróbowałem. Przestrzegam przed probnymi jazdami, za które trzeba płacić. Sama gadanina wydaje sie być darmowa, ale to nie to samo, co profesjonalni kustosze. Informacje na stronie internetowej (muzeum to zbyt duze słówko) są troszke kłamliwe, nie ma jak to PR.

Dęblin

W Dęblinie znajduje się Wyższa Szkoła Oficerska Sił Powietrznych, gdzie studiuje sama elita polskiego lotnictwa. To właśnie z tej uczelni pochodzą ci, którzy zginęli w katastrofie lotniczej w styczniu 2008 roku.

Czarnolas

Miejscowość Jana Kochanowskiego. Zachowany do dziś dworek, wielokrotnie wspomniany w swoich utworach, prezentuje się pięknie. Otacza go równie piękny i skromny park a nieopodal pałacu znajduje się grób ukochanej córeczki, Urszulki - na grobie jest umieszczony w oryginale tren, poświęcony jej pamięci. Niestety nie mogliśmy zwiedzić wew dworku, ponieważ w poniedziałki muzeum jest zamknięte. No cóż, ale hołd Wielkiemu Polakowi oddałem.

Podsumowanie

Czterodniowa wycieczka, jak widać, była bardzo interesująca i niezbyt męcząca - nie trzeba było dostosować tempa pod innych, bo każdemu to pasowało. Wybór miejsc do zwiedzania od samego początku był zupełnie przypadkowy, jedynie pewnym był Kazimierz Dolny. I tak samo było z noclegiem - oczywiście sprawdzaliśmy oferty z Internetu, ale rzadko kiedy i które gospodarstwo agroturystyczne miało 8 miejsc wolnych (4 + 2 + 2 badz 3 + 5) na całe 3 noce. Znaleźliśmy całkiem przyjemne i zupełnie przypadkowe miejsca noclegowe odpowiednio w Wylągowie k.Kazimierza Dolnego i w Wąwolnicy k.Nałęczowa.

Nad prawidłową nawigacją czuwała Automapa z zaktualizowaną listą radarów i możliwych spotkań z policją z suszarką. Trzeba przyznać, że była zdecydowanie trafiony zakup w zeszłym roku, który się zwrócił wielokrotnie. Nie oznacza to, że jeździłem bardzo szybko i wyprzedzałem na trzeciego - nie, nie należę osobiście do debilów, traktujących drogi jak swoją własność, folwark. Drogi w większości był w przyzwoitym stanie, a nawet zdarzyły się 15-25 km odcinki w remoncie. Były takie, gdzie łatwo pogiąć alusy i felgi - zdecydowanie na wschodniej stronie Wisły.

Oznakowania w miastach wołają o zemstę do nieba, zwłaszcza w takich miast jak Piotrków Trybunalski czy Kalisz - brakowało oznaczenia gdzie co i jak jechac w danym kierunku. Gdyby nie nawigacja, o pomyłkę o wiele łatwiej. Oby poczyniono poprawki w tej kwestii.

Prowadząc auto, starałem się unikać niebezpiecznych manewrów przy optymalnych dla mnie prędkości - czasem się łamało przepisy, zwłaszcza ograniczenia prędkości, ale jak już ktoś stwierdził, niemożliwe było pokonanie trasy gdyby całkowicie przestrzegano przepisów. Z przykrością stwierdzam, że niektórzy naprawdę nie mają za grosza wyobraźni i swoją lekkomyślną podstawą mogą doprowadzić do tragedii; podczas powrotu postanowiliśmy znów odwiedzić karczmę i przy zasygnalizowaniu, że chcę kręcić w lewo, wyprzedził mnie samochód dostawczy, nie zwracając uwagi, ze SKRĘCAM W LEWO. Gdyby nie to, że spojrzałem 2x w lewe lusterko, zapewne bym leżał w szpitalu a auto było całkowicie skasowane. Fakt, nie warto myśleć nad tym, co by było.

Ponad 1500 km, zwiedzone kilkanaście miejsc, akuzatywne dni i chwile spędzone z rodzicami - to chyba najpiękniejsze pozostaną w pamięci. Zdjęcia znajdują się odpowiednio na picasie i flickr, a relacja była na bieżąco na blipie. Szkoda, że nie było mi dane poznać osobiście Lukem’a z prostej przyczyny: nie wiedziałem, że pochodzi on z tej okolicy - nie zapominam o Karaesce i Marcelu, który w tym samym czasie przebywał w Poznaniu na blipiwie (ot taka ironia, ja 50km od Jego Lublina, on 50km od mojej Wrześni).



Możesz napisać do mnie e-mail lub wyszukać mnie na Mastodonie.
Loading...