Do mojej listy ulubionych filmów, trafił film w reżyserii Roba Reinera “Choć goni nas czas ↗” - nominowany do tegorocznych Oscarów. Kluczem tego filmu są aktorzy o niezwykłej charyzmie, jednych z najlepszych, jakich świat Kina ma czyli Jack Nicholson ↗ i Morgan Freeman ↗, a także nieco młodsi aktorzy tacy jak: Sean Hayes ↗ czy Rob Morrow ↗.
Jest to niezwykła opowieść o tym, że nigdy nie jest za późno, by cieszyć się życiem w pełni znaczeniu tych słów. Film opowiada o dwóch starzejących się facetach, którzy lądują w szpitalu po tym, jak diagnozowano u nich nowotwór.
Carter Chambers (M.Freeman) i Edward Cole (J.Nicholson) to zupełnie inne osobowości, różniące się niemal pod każdym względem, jednak łączy ich jedno - ostatnie dni miesiące swojego życia. Carter ma za sobą nieudane studia, pracował do niedawna jako mechanik samochodowy ale ma kochającą Żonę Virginię (Beverly Todd) i także kochającą rodzinkę. Edward natomiast jest miliarderem, który niemal całe życie zbijał kapitał na przejmowaniu firm i ich sprzedaży, sam niewiele wspomina o rodzinie, ma córkę, z którą ma znikome (żeby nie powiedzieć że nie ma) kontakty.
Życie potrafi być okrutne i w konsekwencji panowie się spotykają ze sobą w szpitalnym pokoju, gdzie spędzają sporą część czasu,ale w końcu zaprzyjaźniają się ze sobą poprzez rozmowy, dyskusje czy gry w karty.
Carter, będąc studentem na pierwszym roku, miał za zadanie zrobić kalendarzową listę – spis wszystkich rzeczy, które chcą zobaczyć, zrobić i przeżyć zanim „kopną w kalendarz” - i w szpitalu zaczął ponownie czynić. Jednak będąć w zaawansowanym wieku nie mógł pozwolić na wiele. Dzięki tej liście i rozmowom na temat niespełnionych celów czy czynów, panowie zaprzyjaźnili się, choć nieraz wybuchały między nimi liczne konflikty.
Wkrótce Edward podjął nie lada trudne wyzwanie - zamienić listę w plan - wciągając w to oczywiście Cartera. Tak się zaczęła podróż życia, po całym świece. Egipt, obskurne salony tatuażów, pocałowanie najpiękniejszej kobiety, a także próba zdobycia szczytu, skoki na spadochronie.
Dzięki tej podróży, Carter zrealizował marzenia, zwiedzając przepiękne miejsca na Ziemi, natomiast Edward zaczyna rozumieć Cartera i sam odkrywa świat zupełnie od innej stronie. W trakcie tej podrózy, ostatniej zresztą, zmagają sie z wieloma problemami, pytaniami, odpowiedziami, odkrywając siebie nawzajem. Jedno było pewne, śmierć była coraz bliżej i dopadnie ich obojga. Oboje w różnym odstępie czasu zostali pochowani w puszcze od kawy na szczycie świata - w ramach zyczenia Cartera, by w końcu zdobyć szczyt świata.
Film nietypowy jak na amerykańską produkcję, ale czyni to niezwykle wartościowym. Pokazuje śmierć bardziej w kolorowym świetle, poprzez wspomnienia a i też planów na przyszłość, których zapewne większość i tak nie spełni.Nie oznacza to, że muszą poddać się, wręcz przeciwnie - póki można, trzeba osiągnąć cele, naprawić wyrządzone krzywdy czy swoje błędy, a nawet pomagać innym.
Osobiście ten film traktuję to jako hołd dla starszych ludzi, których jest coraz mniej, nie zapominając, że w dobie dzisiejszych zabiegów zdrowotnych (wieczność, przedłużenie życia), śmierć jest nieuchronna i tak naprawdę od nas zależy, jak zaplanujemy sobie życie, by na finiszu móc spojrzeć wstecz z spokojnym sumieniem.
Film zasługuje na szerszą uwagę wśród nas, młodych ludzi, których pochłania kariera zawodowa kosztem życia rodzinnego i osobistych marzeń.
„Znajdź radość w swoim życiu”