Ostatnio, będąc na urlopie, coraz częściej trafiałem na rodziny jadące na rowerach elektrycznych. Serio – 4-6 osób, wszyscy bujają się w najlepsze, i to nie byle jakim sprzętem, bo raczej z górnej półki.
I jasne, rozumiem – czasami człowiek chce po prostu odciążyć nogi, „dociągnąć” szybciej do celu albo zwyczajnie cieszyć się jazdą bez zadyszki. Ale gdy widzę dzieci na e-bike’ach, coś mi nie gra.
Oczywiście, pisząc ten tekst mam na myśli osoby raczej zdrowe bez uszczerbku na zdrowiu bądź bez dysfunkcji narządowo-ruchowych.
Dopalacz rowerowy dla młodych
No bo kurczę… kiedyś rower dla młodego to było nie tylko narzędzie do przemieszczania się, ale kawał nauki: pedałowania, pokonywania słabości, radzenia sobie na podjazdach i w piachu. Teraz, zamiast ćwiczyć mięśnie i uczyć się cierpliwości, po prostu lekko zakręcisz korbą i jedziesz dalej. Fajnie? Pewnie. Rozwojowe? Już mniej.
Z badań i opinii ekspertów wynika, że dzieci i młodzież, które korzystają z rowerów elektrycznych bez konieczności (czyli bez konkretnych schorzeń czy ograniczeń), mogą być narażone na kilka negatywnych skutków.
- Po pierwsze, ogranicza się rozwój siły mięśniowej i wytrzymałości, bo pedałowanie jest mniej intensywne.
- Po drugie, mniej czasu spędzanego na aktywnym ruchu może wpływać na gorszą kondycję fizyczną i zdrowie serca.
- No i jest też kwestia nauki samodyscypliny i cierpliwości – która przy e-bike’ach trochę zanika, bo łatwiej „przeskoczyć” trudniejsze momenty jazdy.
Plusy dodatnie
Z drugiej strony, dzięki wspomaganiu, dzieciaki mogą bardziej cieszyć się jazdą i unikają frustracji związanej z brakiem sił, co pozytywnie wpływa na ich motywację oraz zachęca do spędzania czasu na świeżym powietrzu.
Regularna jazda na (e-)rowerze poprawia zarówno kondycję fizyczną, jak i zdrowie psychiczne; użytkownicy e-rowerów deklarują lepsze samopoczucie i mniejszy stres, a aktywność sprzyja uwalnianiu endorfin (hormonów szczęścia).
Na razie podziękuje
Nie żebym miał coś do rowerów elektrycznych – sam sobie czasami żartuję, że przydałby się „dopalacz” w cięższych momentach. Ale jednak wolę klasyczne dwa kółka, pot i satysfakcję z tego, że faktycznie dojechałem na własnych nogach.
Dlatego nie planuję “inwestycji” w e-rowery dla siebie i dla mojej rodziny w najbliższym czasie. Lepiej kupić lżejszy rower, lepsze komponenty czy podzespoły. Pominę fakt, ze mieszkamy w tzw. płaskopolskiej i tutaj nie trzeba martwic się z podjazdami.
Może to staroświeckie podejście, ale serio wierzę, że rower bez wspomagania uczy więcej niż wszystkie gadżety świata.
Note
ℹ️ Publikuję to w ramach 100 Days To Offload ↗. Możesz dołączyć samodzielnie, odwiedzając stronę 100DaysToOffload.com ↗