Od 2015 roku z przerwami korzystam ze Stravy w wersji premium, które traktuje jako formę podziękowania / donacji na utrzymanie i rozwój serwisu. Kilka lat później doszedłem do punktu, w którym mówię STOP.
Prawie 8 lat
Do dnia 18 marca br. byłem użytkownikiem Premium, z czego byłem / jestem dumny, ale po tegorocznych zamieszaniach z cenami (uzależnionymi od regionu, w którym dany użytkownik mieszkał / na które zarejestrował) uznałem, że jest to właściwy moment na zadanie pytania: czy wciąż potrzebuję wersji PREMIUM ? Już w 2016 roku, nie wykorzystuję w pełni z możliwości ↗, jakie daje ten serwis.
Owszem pojawiły się kilka wyjątkowych funkcji jak, chociażby:
-
Dosyć rozbudowany planer, mający rozbudowaną bazę popularnych tras pozostałych użytkowników, dominacja segmentów, K/-Q-OMów,
-
Od niedawna tiktokizacja postów (dodawanie krótkich filmów) czy planowanie tras na bazie zdjęć, przesłanych przez … pozostałych użytkowników.
-
Niezastąpione API — bez niego nie funkcjonowałyby takie serwisy jak Veloviewer, StatHunters, AI trainers
Wciąż bez zmian z mobilną wersją
Niestety, do tej pory nie doczekałem się możliwości pobrania plików GPX w mobilnej aplikacji — nawet w wersji premium.
Nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi o to, żeby wrzucać ręcznie plików GPX do Garmina (jeśli dam gwiazdkę na Strava, to ten track pojawi się na urządzeniu), ale o to, by na gorąco modyfikować trasę (np. w locus map), przesłać za pomocą tej metody do Garmina ↗ i kontynuować dalszą wycieczkę na nowych zasadach.
Jest jeszcze drugi aspekt: obecna technika “rysowania” tras w mobilnej wersji ↗ jest upośledzona. Zdecydowanie wolę projektować w Komoot ↗ / Locus Map ↗. Nie dość, że są one intuicyjne (szczególnie edycja), to GPX-y można zapisać do telefonu i przesłać do Garmina (lub innego urządzenia).
Drugi raz bez premium
Nie będzie to pierwsze rozstanie z premium. W 2021 roku z przyczyn niezależnych ode mnie Google Play odrzucił coroczną opłatę subskrypcyjną. Nie byłoby nic dziwnego w tym, gdyby nie następujące fakty:
-
Nieudana próba pobrania nastąpiła w maju, w lipcu wysłali mi maila z informacją, że naprawili błąd. Jeśli jestem zainteresowany, to mogę odnowić subskrypcję;
-
przepadła mi atrakcyjna cena (poniżej 180zł) a każda nowa próba kończyła się z ceną ponad 250zł;
-
Strava niechętnie udzieliła mi pomocy, zrzucając (słusznie) winę na pośrednika, zarządzającego subskrypcją;
Była to okazja, żeby zapoznać się z niemieckim produktem - Komoot ↗ - i na razie działa to bardzo dobrze.
Wszystko po staremu
Przejście z premium na normalnego na użytkownika niewiele zmienia w moim przypadku. No może poza możliwością przeglądania analiz tygodniowych i miesięcznych z poziomu Strava, ale poradzę sobie z pomocą innych pośrednich użytkowników, bazujących na API.
Planowanie tras realizuję w Komoot, które potem importuję za pomocą aplikacji Connect IQ ↗ w Garmin. Jasne, można skorzystać z automatycznej synchronizacji wszystkich zaplanowanych tras, ale odradzam takie podejście z uwagi na małą pamięć i nieco toporną nawigację po zapisanych kursach w Garmin (tak mam w przypadku E530 ↗).
Gdybym potrzebował wyciągnąć GPX-y od kogoś, to zapewne albo bym napisał bezpośrednio wiadomość do tej osoby, albo zaryzykował metodą, którą jakiś czas temu ↗ opisałem.
Podsumowanie
Z tą Strava jest fajnie i wygodnie, historia, dane, zdjęcia, aktywności czy plany są w jednym miejscu. Część z tych usług jest odstępna za darmo od zawsze, a część jest ramach płatności. Jest pewna obawa o przyszłość Stravy, która dominuje wśród rowerowych platform (jest kolarskim odpowiednikiem FB), bez której nie funkcjonowałyby znane platformy.
Pamiętacie Endomondo ↗, które było podobnym gigantem, a mimo to upadło i pozostawiło wielu biegaczy czy rowerzystów bez możliwości logowania swoich tras.
Strava “żyje” dzięki udostępnianiu danych poprzez API (reklamy czy subskrypcje to jedno z wielu źródeł utrzymania), co czyni ją serwisem nieco otwartym. Endomondo był serwisem zdecydowanie zamkniętym bez publicznego API, więc spadająca popularność i brak możliwości rozbudowy o dodatkowe zewnętrzne źródła zrobiło swoje.
Zgodnie z zasadą Pareta, 20% użytkowników przynosi 80% zysków dla serwisu (to są właśnie ci użytkownicy z pomarańczową wstążką), więc jeśli proporcja zostanie zaburzona, to może być nieciekawie. Wystarczy, że ktoś wpadnie na ograniczenie dostępu do API i już zacznie się pożar, który może zając przysłowiowy Rzym.
Uzależnienie się od jednego serwisu w dzisiejszych czasach jest niebezpieczne i zgubne. Znakomitym przykładem tego jest Twitter, który z solidnego i zaufanego medium stał się serwisem zależnym od “widzimisię” główno-dowodzącego.