Trzeba otwarcie przyznać się, że jestem uzależniony od YouTube w wersji premium. Uświadomiłem to w trakcie ostatnich świąt, gdy konfigurowałem YouTube TV, szybko przekonałem się, że tak się nie da oglądać. Wpadłem w szpony Google.
YouTube Premium jako remedium na reklamy
Na wersję premium skusiłem się w zeszłym roku i do tej pory korzystam z niej. Wersja ta daje możliwość oglądania i słuchania bez żadnych reklamowych przerywników. Do tego kilka fajnych funkcji jak, chociażby odtwarzanie video w tle, YouTube Originals i namiastka Spotify, czyli YouTube Music.
Fajnie to wygląda “na papierze” ale w praktyce Premium daje wolność od nachalnych reklam. Wystarczy włączyć YouTube w wersji gościa, by przekonać się na własnej skórze. Sprawdziłem też, czy w przypadku zwykłego, podstawowego konta na YT, coś się zmienia. Niestety bez zmian. Reklamy wyświetlają się przed w trakcie i po obejrzeniu filmu / vloga / słuchaniu muzyki.
Czy ktoś jeszcze zarabia?
Mając premium, płacę za spokój, wolność od wszelkich reklam. Z drugiej strony, mam świadomość, że biznes musi na czymś zarabiać, podobnie jak vlogerzy, którzy utrzymują się z reklam.
Zastanawiałem się, czy wykupując premium, odcinam ich od zarobku?
Podobno Google dzieli się z Twórcami przychodami, jakie uzyskuje w ramach premium. Czy faktycznie tak jest? Nie mam bladego pojęcia.
Dodatkowe usługi
Z opcji, które subskrypcja daje, to działanie w tle i zapis offline przypadły mi do gustu.
Szczególnie to pierwsze z uwagi na liczne muzyczne sety, opublikowane przez DJ-ów, którzy - z racji trwającej epidemii - nie mogą grać na festiwalach. YouTube Music kusi znacznie bogatszą zawartością katalogu niż np. Spotify (kwestie licencyjne w Polsce), ale wciąż nie przekonuje mnie do korzystania. Od lat korzystam z Spotify i jakoś trudno jest porzucić na rzecz YouTubeMusic.
Rozczarowanie
Oferta YouTube Original mocno mnie rozczarowała. Nie dość, że jest bardzo uboga w ciekawe materiały, to jeszcze w większości brakuje napisów po polsku - dla mnie jako osoby z niedosłuchem to ma ogromne znaczenie.
Jednym zdaniem: totalne przeciwieństwo Netflix.
Podsumowanie
Wpadłem w szpony biznesowego modelu subskrypcyjnego, które wyciąga coraz więcej pieniędzy z wirtualnego portfela. Firmy chcą oferować usługi na odpowiednim poziomie. A ja nie muszę mieć dostępu do wszystkiego.
Doskonale to rozumiem.
Rodzina - sposob na cebulę
Cieszę się z opcji rodzinnej subskrypcji, która pozwala na znaczne oszczędności i tym samym korzystać z wysokiej jakości materiałów. 8 zł per miesiąc to nieduży koszt, na który mogę sobie pozwolić - obok Netflix, Spotify czy office 365.
Kolejne haracze subskrypcje
Za chwile dojdzie subskrypcja za Google One - z racji zmiany, jakie zajdą w usłudz Google Photos. I przyznaję się, przeraża mnie ta tendencja. Powstaje coraz więcej aplikacji, które przechodzą na taki model.
Niedawno spotkała mnie przykład niespodzianka - tym razem ze strony GoPro. Miało fajną aplikację Quik, które pozwalało na przygotowanie ciekawego materiału video bez wysiłku z naszej strony. Niestety zmienili aplikację tak, by ciekawsze efekty były dostępne za paywallem a podstawowe funkcje były dostępne za darmo. Szkoda.
Alternatywa
Oczywiście, istnieje sporo rozmaitych alternatyw, chociażby Vanced ↗, działające na Android bez większych problemów. Trochę gorzej, jeśli korzystamy ze smart tv i nie ma wersji przeznaczonej na telewizory. Przeglądarka Brave jako uzupełnienie w wersji desktop. Można pomyśleć o wykorzystaniu Pi Hole na Malince ↗ i zapomnieć o reklamach w sieci domowej.