Skip to content

W jedeń dzień nad morze - Kołobrzeg 2016

Posted on:24 sierpnia 2016 at 16:41
Reading TIme:6 min czytania
Feature Image for  W jedeń dzień nad morze - Kołobrzeg 2016

Podobnie jak w zeszłym roku, podjąłem kolejną próbę przekroczenia bariery 300+ km. Naturalnie planowałem uderzyć w tym celu na Gdańsk, ale była niepowtarzalna okazja zdobycia Kołobrzegu i okolic, gdzie zamierzałem z moją Lepszą Połową spędzić tegoroczny urlop.

Przygotowania

Mając w pamięci zeszłoroczne zmagania, postanowiłem znaleźć kompana do wspólnego wypadu. I zupełnie przypadkowo spotkałem Mariusza, któremu przedstawiłem koncepcję całodniowej wyprawy nad morze, do stolicy środkowego Wybrzeża - w ten sposób zyskałem kompana.

Mariusz miał sporo na głowie, więc ja wziąłem się za projektowanie trasy nad morze. Trasę przygotowałem przy pomocy GPSies z uwzględnieniem propozycji Mariusza oraz podpowiedzi z Google Maps. Na marginesie, Google Maps trafnie podpowiada trasy pod rower, a także prezentuje uśredniony czas przejazdu i przewyższenia w terenie. Niemniej trochę brakuje tej usłudze do OSM. Projektując trasę, uwzględniałem też alternatywne ślady na wypadek nagłej zmiany pogody, czy kontuzji któregoś z nas.

W międzyczasie zająłem się przeglądem technicznym roweru, kontrolując stan napędu, hamulców i opon oraz niedawno wymienionego amortyzatora. Odświeżyłem akumulatorki w oświetleniach oraz w poczciwej Dakocie, którą także zabrałem na wszelki wypadek, gdyby Garmin Edge zawiódł na trasie.

https://bobiko.blog/2016/08/recenzja-garmin-edge-810/

Odnośnie bagaży, najważniejsze rzeczy chciałem zabrać do rowerowego plecaka, a reszta pojechała w aucie; było to wyzwanie, bo jak zapakować potrzebne rzeczy, takie jak domowy ryż z kurczakiem, batony, mus jabłkowo-bananowy oraz zapasowae akumulatorki, powerbanki ? ;)

Najważniejsze pytanie brzmiało, czy jestem na to wszystko gotowy?

No to w drogę!

Start z gnieźnieńskiego rynku został lekko opóźniony, ale przynajmniej miałem okazję zobaczyć miasto o 3 nad ranem - pusto, cicho i ciemno; nawet oświetlenie katedry było wyłączone. Przewidania pogodowe kształtowały się pozytywnie, chociaż temperatura była dość niska jak na lipcowe poranki (koło 14°C). Ruszyliśmy w stronę Zdziechowy, Mieleszyna i Kłodzina, gdzie natrafiliśmy na terenowy odcinek, miejscami mocno zarośnięty, a potem na kocie łby. W końcowej fazie trafiliśmy na sypki piach. Cóż, pierwsze koty za płoty, bo w planach takich odcinków było znacznie więcej.

[gallery type=“rectangular” link=“file” size=“full” ids=“4577,4580,4572,4564,4574,4563,4561,4571,4579,4576”]

Gdzieś między Margoninem a Szamocinem postanowiliśmy zrobić postój w otoczeniu wielkich wiatrowych elektrowni, które dotychczas były mi znane zza kierownicy auta. Nadmienię, że DW190 to często jedyna trasa na środkowe wybrzeże, bardzo ruchliwa w okresie wakacyjnym.

[gallery type=“rectangular” link=“file” size=“full” ids=“4578,4575,4560”]

Wyjeżdżając z Szamocina mieliśmy okazję zobaczyć Dolinę Noteci i czekający na nas po jej drugiej stronie podjazd w Białośliwiu. W Notecku, na moście, będącym niegdyś granicą dwóch dawnych województw: Poznańskiego i Pilskiego, zrobiliśmy postój na zdjęcia i zjechaliśmy na parking, będący w sąsiedztwie Noteci.

[gallery type=“rectangular” link=“file” size=“full” ids=“4570,4566,4569,4568,4565”]

I tak właśnie pożegnaliśmy się z Wielkopolską a przywitaliśmy się z północnymi regionami naszego kraju, m.in: Pojezierze Wałeckie i Dolina Gwdy, Puszcza Drawska czy Pojezierzem Drawskim.

[caption id=“attachment_4590” align=“aligncenter” width=“1200”]Zboża - przepiękna złota kraina w okolicy Jastrowia Zboża - przepiękna złota kraina w okolicy Jastrowia

Jednym słowem: sporo jezior, ogromne przestrzenie pól, lasów oraz pagórków.

Na kilka kilometrów przed Jastrowiem osiągneliśmy pierwszy cel wycieczki: zerwany most nad Gwda, położony przy drodze DW189 (Złotów - Jastrowie). Jadąc autem, zapewne byłoby go trudniej dostrzeć, nam udało się go bezproblemowo zlokalizować, ale nie było zbytnio miejsca, aby spokojnie stać z rowerami. Pierwszy na zwiedzanie mostu ruszył Mariusz, ja pilnowałem rowerów i zagłębiałem się w historię tego mostu, który został uszkodzony w 1945 przez Hitlerowców, by utrudnić przemarsz radzieckich żołnierzy, nigdy potem nie został odbudowany. Widok robi świetne wrażenie, aż dziwne, że “wisi” nietknięty przez lokalnych złomiarzy. Zadziwiające.

[gallery type=“rectangular” size=“full” link=“file” ids=“4586,4573,4584,4587,4588,4585,4583,4581,4582”]

Kolejnym celem było opuszczone miasto radzieckie, znajdujące się niedaleko Bornego Sulinowa - Kłomino. Do opuszczonego miasta nie prowadziła żadna asfaltowa droga, a las dobrze maskował opuszczone budynki. Jedynym śladem była tablica informacyjna o Kłominie, a za nią polna droga wprowadząca w głąb lasu. Im głębiej tym gorzej - praktycznie żadnego śladu, żadnej dodatkowej informacji, w którą stronę się udać. Pozostało zaufać nawigacji, na której wyświetlał się ślad narysowany w domu.

[gallery type=“rectangular” link=“file” size=“full” ids=“4600,4592,4595,4599”]

O Kłominie można powiedzieć, że miasto pełnych historycznych zawirowań. W latach 30 ubiegłegu wieku było miejscem stacjonowania niemieckich oddziałów Służby Pracy (DAF), po wybuchu IIWŚ powstał tu obóz dla jeńców wojennych i cywilów (głównie polskich). Po przejęciu terenu przez żołnierzy radzieckich, był więzieniem dla jenców niemieckich. W okresie powojennym rozebrano 50 budynków poniemieckich, by odzyskać cegłę do budowy Pałacu Kultury w Warszawie. Po przejęciu przez Rosjan, wybudowano tu bloki, szpital, garaże, sklepy i kino. Miasto funkcjonowało tak aż do 1992 roku, po czym życie dosłownie zamarło. Od 2008 systematycznie jest wyburzane, ostały się nieliczne budynki, które przejęły osoby prywatne, czy organy użyteczności publicznej. My zwiedziliśmy z zewnątrz budynki, do środka baliśmy się wchodzić, choćby ze wzgledu na informacje o niezabezpieczonych studzienkach kanalizacyjnych.

[gallery type=“rectangular” link=“file” size=“full” ids=“4602,4594,4596,4597,4591,4593,4601”]

Nie mieliśmy czasu, aby dokładniej eksplorować teren, zwłaszcza jeden z budynków przeznaczony do rozbiórki, gdzie praktycznie nic nie bylo. W domu po przeanalizowaniu informacji z tej strony, żałuję strasznie, że nie zostaliśmy dłużej.

Dalsza droga przebiegała przez Puszczę Drawską, z której słynie m.in. Borne Sulinowo. Temperatura mocno dawała się we znaki, słońce świeciło z pełną mocą, a sklepów z wodą było jak na lekarstwo. Co prawda, lasy dawały schronienie przed słońcem, ale dla odmiany utrudniały jazdę poprzez piaszczyste nieraz odcinki leśnych dróg.

Kolejny długi postój zarządziliśmy w Czaplinku, gdzie na stacji Orlen uzupełniliśmy bidony, a parę chwil później udaliśmy się nad jezioro Drawsko. Gdy Mariusz zażywał kąpieli, ja analizowalem dalszy przebieg trasy, po czym dokonałem jej korekty; doszedłem do wniosku, że do samego Kołobrzegu dojedziemy DW163. Najbardziej obawiałem się chamskich zachowań kierowców, zwłaszcza osobówek, jadących nad morze, ale na szczęscie do samego Kołobrzegu nie było poważnych incydentów; poza kilkoma było wzorowo. Przy okazji postoju podładowałem mojego Garmina o jakieś 15% zaś łańcuchy naszych rowerów zostały wyczyszczone i na nowo przesmarowane.

[gallery type=“rectangular” size=“full” link=“file” ids=“4609,4611,4610,4605,4604,4606,4608,4607,4603”]

Przed nami był najpiękniejszy odcinek - między Czaplinkiem a Połczynem Zdrój; wprawdzie bogaty w liczne zakręty, lecz otoczony lasami i jeziorami po obu stronach wojewódzkiej drogi. Popołudniowe słońce dodawało uroku, że chciało się zostać tutaj na noc.

Jednak celem naszym był Kołobrzeg, do którego pozostało jeszcze sporo kilometrów. Powoli zmęczenie wdawało się we znaki, zwłaszcza u mojego kompana, walczącego ze skurczami; zaś u mnie tyłek i tradycyjnie mrowienie w lewej dłoni. W Białogardzie zdecydowaliy się na na uzupełnienie zapasów i wymianę akumulatorków w Dakota 20. Trasa pozostała bez zmian, czyli dalej DW163 - Karlino, Wrzosowo Dygowo …

I wreszcie pojawiła się tablica informacyjna “KOŁOBRZEG”, przy której zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i aby nie tamować ruchu, skorzystaliy z miejskich ścieżek rowerowych.

[gallery type=“rectangular” size=“full” link=“file” ids=“4614,4615,4616,4613”]

Dalej jechałem już na pamięć, bo znałem te rejony na tyle, żeby w czasie przejazdu przez centrum minimalnie zmodyfikować trasę w kierunku nadmorskiej promedady. Po konsultacji z Mariuszem, zdecydowałem poprowadzić go do pobliskiego Grzybowa, gdzie się pożegnaliśmy i sam leciałem do Dźwirzyna, gdzie od wielu godzin czekała moja ukochana.

Znów wygrałem!

Podobnie jak w zeszłym roku, znów wygrałem ze sobą, bez większych problemów przekroczyłem barierę 300+. Nie bałem się jazdy solo lecz w duecie było po prostu raźniej - mniejszy strach, dyskomfort psychiczny, większe poczucie bezpieczeństwa. Tak, myslę o kolejnej, już przyszłorocznej wyprawie nad morzem i liczę, że znajdę towarzysza/ów na tą wyprawę.

[alert type=‘success’]Mariusz, dzięki jeszcze raz za wspólną jazdę, to była kolejna wspólna wyprawa, której nie zapomnę do końca życia. Wiem, że nie było łatwo ze względu na podjazdy, rozmaity teren, czy skurcze, ale tym większy szacun za podjęte wyzwanie ;-).[/alert]

[alert type=‘info’]W imieniu Mariusza, zapraszam także do jego relacji jednodniowej wyprawy nad morze, opublikowanej na bikestats.pl.[/alert]

[alert type=‘success’]Pragnę podziękować także i mojej Dziewczynie, która nie tylko wspierała mnie w trakcie przygotowania do wyprawy ale także cierpliwie czekała za mną, na miejscu. Dziękuję :* [/alert]

I tak zacząłem tegoroczny urlop nad morzem

Mapa

Zapis GPX jest do Waszej dyspozycji na stronie GPSies

Jak również na strava



Możesz napisać do mnie e-mail lub wyszukać mnie na Mastodonie.
Loading...