
Ciężko wyobrazić sobie codzienne życie bez prądu, prawda? A co jeśli faktycznie lada moment ktoś zabierze nam prąd? Elektrownie padną, przestaną działać? Co wtedy?
“pewnie za chwilę przywrócą prąd”
Wyobraźmy sobie, że w poniedziałek, w samo południe, wyłączył się nagle prąd.
Początkowo to nic zjawiskowego, nic co by miało nas martwić. Bo “pewnie za godzinę czy dwie wlączą z powrotem”. Cieszymy się chwilą spokoju, możemy rozmawiać po ludzku z otoczeniem, które znamy z komunikatorów, czy zdjęć profilowych na popularnych portalach społecznościowych.
”Co tak długo? Jak mam ugotować wodę?”
Jednak kilkugodzinna przerwa prądu zaczyna irytować. W domu panuje egipska ciemność.
Wprawdzie ratujemy się świetnymi latarkami, które mają ograniczony czas działania i świeczkami. Nasze lodówki rozmroziły się, w kranie jest coraz słabsze ciśnienie wody, a obiadu nie ma jak odgrzać / przyrządzić.
”Co by ze sobą zrobić?”
Dzieci są marudne, stają się nieznośne bo domagają się światła, działającego komputera.
Jako rodzic zdajesz sobie sprawę, że nie poczytasz im bajki, bo nie masz żadnych drukowanych książek, a dostęp do chmury jest praktycznie niemożliwy. Na ulicach jest tłoczno, dużo więcej ludzi niż zazwyczaj i są dla siebie mili, pomocni - nawet bardziej, niż kiedykolwiek.
Im dłużej bez prądu, tym gorzej
Sytuacja z godziny na godzinę się pogarsza, zapasy jedzenia i wody wyczerpują się.
Agregaty prądotwórcze przestają działać z braku paliwa, a stacje nie pracują, bo wszystkie pompy paliwowe są zasilane prądem elektrycznym. Świat, który znamy, przestaje powoli istnieć. Władze ogłaszają stan wyjątkowy i przegrupowują ludzi do specjalnie zorganizowanych obozów. A na dodatek elektrownie atomowe zaczynają szwankować.
Kto jest naszym wrogiem?
Wszyscy decydenci zastanawiają się, jak, gdzie i dlaczego tak się stało? Kto za tym wszystkim stoi? Terroryści? Chiny, Rosja? A może Anonymous? Okazuje się, że i oni mają problem z funkcjonowaniem z powodu wyczerpującego się zapasu paliwa, jedzenia.
Świat stoi na skraju Trzeciej Wojny Światowej.
I co byście zrobili?
Na szczęście to tylko fikcja - recenzja Blackout Marc Elsberg
Taki scenariusz może wydawać się nierealny, ale jestem po lekturze “Blackout ↗” austriackiego pisarza Marca Elsberga. ↗
W brutalny i szczery sposób pokazuje wszelkie konsekwencje, wynikające z nagłego braku prądu, narastającej niepewności czy ludzkiej bezsilności.
Ale w każdej powieści jest ziarno prawdy
Jestem przerażony literacką fikcją z tej książki, bo taka sytuacja może mieć miejsce w rzeczywistości. Żyjemy w XXI wieku, gdzie prąd, komputer, smartfon czy Internet to oczywistości. To standard naszego życia, o którym mogło pomarzyć pokolenie naszego starszego rodzeństwa, rodziców czy dziadków.
Przyzwyczailiśmy się do takich udogodnień, jak smartfony, nawigacje GPS, czajniki elektryczne, zakupy przez Internet, w marketach zamiast własnej spiżarni, elektronicznych książek na Kindle (m.in ja ostatnio nabyłem taki egzemplarz ↗) zamiast tradycyjnych. Ciężko by było to wszystko porzucić.
O zgrozo - realne zagrożenie
Ostatnio w rodzinnym domu natknąłem się na ogłoszenie, w którym informowano, iż odbędzie się montaż elektronicznych czytników stanu zużycia wody i prądu - jest to na zasadzie wymogu dystrybutora wody i prądu, a więc klient jest pozbawiony z wyboru. Pomyśleć, że od takich inteligentnych liczników zaczyna się europejski Blackout ↗.
Przykładów manipulacji współczesną energią nie trzeba daleko szukać. Choćby taki Niebezpiecznik ↗ pisze o prostej destabilizacji pracy elektrowni ↗ na przykładzie ataku domowego klimatyzatora.
Konkluzja
Muszę przyznać, jestem pełen podziwu dla autora książki za wiedzę, jaką posiadł analizując działania sieci energetycznych w Europie, inteligentnych urządzeń, geopolitycznej sytuacji na świecie, zwłaszcza w kontekście najważniejszych europejskich instytucji (oraz amerykańskich - minimalna rola). I wreszcie, przewidywalność zachowań europejskiej cywilizacji, począwszy od zgubnej bezsilności, bezradności, poprzez akty solidarności i miłosierdzia, a kończąc na egoistycznej podstawie, totalnej obojętności wobec tragedii innych osób.
Dokładnie to, czego doświadczyli nasi przodkowie podczas II ŚW.
Samą książkę czytało się rewelacyjnie - drukowana wersja “waży” 800 stron, wow. Nie było mocno skomplikowanego słownictwa, czytało się z zapartym tchem, dosłownie od dnia do dnia, zapamiętując istotnie szczegóły powieści.
Choć końcówka książki była słaba w stosunku do początku, to cieszę się, że zwyciężyła nadzieja, iż mimo ciężkich kryzysów, cywilizacja zawsze zwycięży z każdym złem, ale niestety kosztem ofiar, często niewinnych.
Zdecydowanie polecam lekturę Blackout ↗u.