Ach te Izery! Nie sposób zapomnieć zeszłorocznego polsko-czeskiego weekendu ↗ w Izerskich Horach - dlatego też nie mogło zabraknąć mnie na tegorocznej Majówce wraz z ekipą. Tym razem, jako tymczasową bazę, wybraliśmy przepiekną Szklarską Porębę.
Pierwszy dzień
Pierwszy dzień majówkowego wypadu zapowiadał się deszczowo i chłodno - rzeczywiście na trasie do Szklarskiej było miejscami bardzo ulewnie a kumpel straszył śniegiem i temperaturą bliską 0° C. Na szczęście po przybyciu na miejsce docelowe, prognoza pogody uległa poprawie i po odpoczynku wyruszyliśmy na pierwszą wycieczkę po okolicy, zaliczając po drodze nieczynną kopalnię kwarcu Stanisław ↗.
Pełną wersję notatki z pierwszego dnia opublikowałem na moim bikelogu ↗ a dane z tej wycieczki umieściłem na Stravie ↗.
Drugi dzień - Izery
Mimo początkowych obaw o pogodę, podjęliśmy decyzję ze ruszamy dalej, w stronę Novego Mesta i z Smrkiem w roli głównej. Wyruszyliśmy w samo południe - choć sam planowałem wyruszyć od razu po śniadaniu. Zdarza się.
Na wstępie obraliśmy kierunek Jakuszyce z długim podjazdem słynnej już szosy czeskiej. Gdy wspinaliśmy się rowerami, na przeciw wyjechali PROsi , których nie dało się policzyć - po prostu zapierdalali w dół.
W Jakuszycach skręcamy w stronę Chatki Orle, a dalej słynnym Samolotem docieramy do polsko-czeskiej granicy na rzece Jizerka. Będąc na polanie jakuszyckiej, wielkim zaskoczeniem był dla nas zmrożony i ubity śnieg, utrudniający zarówno podjazd, jak i zjazd - wydawało się, że leży w jeszcze wyższych partiach gór. Ale jakoś daliśmy radę jechać dalej, do przodu, przed siebie.
Przez cały czas towarzyszyło nam słoneczko z chmurami i od czasu do czasu w znaki dawał znać się wiaterek - na szczęście ciepły. Postój zrobiliśmy nieopodal Izerki i analizowaliśmy dalszą trasę.
W przeciwieństwie do moich towarzyszy, wiedziałem gdzie jestem i ile sił trzeba wykręcić, żeby dojechać do naszej bazy. Niemniej dalsza trasa przebiegała odwrotnie do tej z zeszłego roku ↗ , którą miałem okazję pokonać w towarzystwie Darka, Mateusza i Rafała.
Mieliśmy szczęście, że tego dnia były bardzo dobre warunki pogodowe, dzięki czemu mogliśmy podziwiać przepiękne panoramy czeskich gór Izerskich. Po osiągnięciu najwyższego punktu w stronę Novego Mesta, na chwilę pożegnaliśmy się z podjazdami i z palcami na prawej klamce rozpoczęliśmy szybki zjazd. Miejscami było bardzo szybko i niebezpiecznie.
Zajechaliśmy do znanego mi z zeszłorocznych wypadów Centrum Singltrek ↗, gdzie zrobiliśmy przerwę na Risotto (jedyna potrawa na gorąco) i colę. Niestety trzeba było wrócić na szlak i częściowo czerwoną trasą singletracku udaliśmy się w stronę Smrka. Oj był to długi podjazd, ale panoramy były cudowne, zwłaszcza popołudniowa porą.
Nie uniknęliśmy niespodzianek…błotnych niespodzianek. Miejscami było tak grubo, że naprawdę miałem dość wnoszenia roweru pod sam szczyt - pocieszałem się, że wyżej nie wejdę. Wprawdzie byłem pod samą wieżą, ale niestety nie mieliśmy czasu na wejście, bowiem słońce było już nisko, a do Szklarskiej był jeszcze kawał drogi.
Początek powrotu nie był taki łatwy - trzeba było zjechać po mokrych kamieniach - następnie szybki zjazd Drogą Telefoniczną i Walcowa, by po kilku minutach znaleźć się w okolicy Chatki Górzysty ↗ na Izerskich Łąkach. To były pierwsze oznaki, że cywilizacja jest tuż tuż. Do Jakuszyc jeszcze troszkę zostało, ale na chwilę stanęliśmy, by spojrzeć ostatni raz na zachodzące słońce - cóż to był za widok :)
Z każdą minutą było coraz ciemnej i niestety też chłodniej, zwłaszcza gdy miałem przemoczone stopy - założenie drugiej pary skarpet pomogło na krótko. Na ostatniej “prostej” do Jakuszyc trzeba było włączyć oświetlenie i po chwili znaleźliśmy się na słynnej czeskiej szosie w stronę Szklarskiej Poręby. Wracamy tą samą drogą co w południe, ale była to już formalność. Dzień zakończyliśmy dobrym grillem i szlachetnym trunkiem.
Licznik zatrzymał się na 80 km - wyszło więcej niż planowaliśmy. Po raz kolejny przyszło mi się zmierzyć z Izerami, które wiosną i latem są wymarzonymi miejscami do uprawiania rowerowej turystyki górskiej. Przynajmniej tak mi się wydaje. Z pewnością zapamiętam te cudowne widoki, których na próżno szukać w Wielkopolsce, błotniste przeszkody czy szybkie szutrowe i asfaltowe zjazdy. No i towarzystwo, które spisało na medal.
Aktywność znajdziecie - tradycyjnie - na Stravie ↗
Trzeci dzień - tradycyjny Singltrek
Po pożegnaniu z 1/2 ekipy, zastanawiałem się dokąd udać tym razem. Myślałem o Karkonoskich Reglach (część Euroregionalnego Szlaku Rowerowego ER-2 ↗, które częściowo zwiedziłem w zeszłym roku ↗.
Niestety, był problem z mokrymi butami, które nie wyschły po poprzedniej wycieczce. Wiec musieliśmy z kolega zmienić plany i wówczas zdecydowaliśmy na dojazd autem w stronę Novego Mesta, by z Centrum ↗ wystartować na objazd trasy oznaczonej kolorem czerwonym.
Nie ma co ukrywać, było o tyle łatwiej, ze ja trasę znałem, wiedziałem z jakimi przeszkodami zmierzę się - o pułapkach nie wspomnę. Mimo to, zabawa była przednia, miejscami aż za bardzo niebezpiecznie - zaliczyłem tylko jeden fa kap ale na szczęście poza obdartym kolanem, nic się nie stało.
Całość uwieczniłem na kamerce - którego produkcja trwa ;-)
Aktywność opublikowano na Strava ↗.
Podsumowanie
Jak pisałem w zeszłym roku:
Z całą pewnością będę tam wpadał w odwiedziny, no bo jestem zauroczony górami. Góry uczą cierpliwości, wytrzymałości i obnażają swoje słabości, nad którymi trzeba popracować. Ale nie zapominają o niezwykle ważnych cechach: psychika, dążenie do celu oraz …. być zwycięzcą.
Z czasem zrozumiesz, ze jesteś zwycięzca.
to muszę przyznać, że jestem z siebie dumny. Nie tylko dałem z siebie wszystko na wszelkich podjazdach, to jeszcze na większości udało podjechać bez podchodzenia piechotą. To pewien progres, który dobrze wróży na przyszłość i mobilizuje mnie do dalszej pracy. I oczywiście, do kolejnych górskich wycieczek.
Tymczasem trzeba się przyzwyczaić do nieco płaskiej Wielkopolski.
Autorem wyróżnionej grafiki jest Hubert Kajdan ↗.