Kiedyś czerwiec kojarzył mi się z szczęśliwym zakończeniem szkoły a zajebistymi wakacjami / wyjazdami / etc. Dziś, niby to normalne, to jednak największa zmora studentów czyli SESJA. Trzeba przyznać, że pogoda w tym roku współgra z kalendarzem egzaminów, a przynajmniej tak mi się wydaje.
Natomiast współczuje koleżankom i kolegom, którzy mają w plecy przedmioty z poprzednich semestrów, ponieważ jestem świadkiem dezintegracji z młodszymi rocznikami w ustaleniach terminów – akurat w moim przypadku, pani starosta pracuje wręcz wzorowo, natomiast starosta z niższego roku wydaje się być kretynem i penerem. Cóż, nie wszystko jest złote prawda?
Ostatnie 2 tygodnie czerwca to sesja, choc muszę przyznać, że ten semestr wyjątkowo był ciekawy i raczej nie powinno być problemu z zaliczeniem (tfu tfu).
Przy okazji powodzenia !!!
Pocieszę Cię, że na studia jeszcze nie dotaralem, a i tak wakacje mam pełne nauki. ;-)
@kUtek czego sie uczysz? :)
Matematyka i fizyka. Nie chodziło się na nie z myślą, że „jakoś to będzie” i jakoś to nie wyszlo. ;-) Sierpień.
Achh.. no tak, w każdym bądz razie powodzenia. (te Twoje „… uraczył Cię komentarzem!” to fajny ficzer :P)
A po co starosta? U nas nie ma i jakoś to działa ;)
Za to na drugim kierunku był, a i tak nie działało. Wnioski nasuwają się same ;]
u nas, tzn w kontaktach miedzy wykladowcami jest ktos zawsze odpowiedzialny. Tyle, ze i tak wykładowcy rządzą po swojemu nie licząc sie z harmonogramem. :P
Spokooojnie. Jeszcze 4 egzaminy i wakacje :>
A ja już po! TRU. SRU!