Wracając kiedyś z pkp, zauwazyłem pewne zmiany w wyglądzie wsi, takiej popegerowskiej. Zazwyczaj kojarzy się wszystkim maluchami, rometami, blokami a także sklepem, barem ( a jakże) i tym, że wszyscy się nawzajem znają.
Mieć samochód 30 lat temu to było dopiero coś, tak jak dzisiaj mieć iBook’a czy iPhone’a. Tato opowiedział o tym, że jak rodzicie się przyprowadzili tutaj, to tylko cztery osoby miały auta i były to osoby związane z kierownictwem z PGR czy PZPR, zaś reszta albo rowerami, albo pieszo niestety musiała pokonać drogę do pobliskiego kościoła - nie można przemilczeć faktu, że w czasach PRL kościoły katolickie odgrywały znaczącą rolę w patriotycznym wychowaniu społeczeństwa i mimo ateistycznej deklaracji wielu członków kierownictwa po prostu uczestniczyły w nabożeństwach. Samochód a właściwie maluchy, syrenki, trabanty stały się rzeczywistością w tamtych (gierkowych) latach i pomyśleć, że tak było aż do późnych lat 90tych ubiegłego wieku. O tak, te zgniłe wraki wciąż jezdziły po polskich drogach i dopiero wejście do UE zmieniło sytuację, mianowicie maluchów zastąpiły zachodnie marki auta,często po wypadkach ale zawsze bezpieczniejsze. Pierwsza różnica to właśnie znikoma ilość poczciwego maluszka.
Rowery? Niewątpliwie są znów popularne, wróciły do łask po latach niebytu ale powiedzmy że wciąż one były wśród nas traktowane jako ostateczność. No tak, skoro dzisiaj przeciętnego Polaka stać choć na jeden samochód, to wypadałoby mieć i też rower a gdyby tak popatrzeć na ulice miast i wsi także, zauważyć można kolejna rzecz - skutery. Jeszcze nie dawno (może tak 10 lat temu) popularne były komarki, wueski :) oryginalne czy własnej roboty a sam pamiętam jak brat cieszył się z posiadana motoroweru simson i tym samym miał uznanie na wsi. Dzisiaj furorę robią właśnie skutery różnych mark, najczęściej sprowadzone z zagranicy i często z fałszywymi papierkami (wiadomo, ze do 50 dm3 nie trzeba mieć prawka ). Do tej pory widok skuterów w tle wielkich miast kojarzyłem z filmów zagranicznych głównie włoskich czy francuskich, widocznie cywilizacja nie lubi pustki i postanowiła wkroczyć na wieś. W sumie dobrze bo takie rozwiązanie ma pozytywne strony, choćby dla środowiska i ogólnego rozwoju samej wsi. Ale pochodną jest to, że dzieciaki potrafią się “rozbijać” na takich rzeczach, już nie wspomnę o tym, że są zagrożeniem dla osób trzecich, a o ciszy to mogę zapomnieć.
Wspomniałem też o tym, że mieszkańcy jednej wsi stanowili niegdyś jedną zwartą społeczność, jak było trzeba, to potrafili zarządzić niezłą akcję sprzątania wsi, porządkowania terenów, “ku chwale Ojczyzny”. Często też wiedzieli kto z kim jak, gdzie po co i każdy kto popełnił ciężki grzech, miał przerąbane. Cofając się do czasów dzieciństwa, zastanawiało mnie skąd ludzie mnie znają a ja ich nie, odpowiedź jest juz podana i dlatego czuło się w miarę bezpieczniej na wsi. Dzisiaj oprócz starszych mieszkańców i starych kompanów z dzieciństwa, nie poznaję nowych obywateli, przez co czuję się coraz obco a takim pomostem między wydarzeniami na wsi a mną i rodziną jest moja ciocia, mieszkająca w bloku.
Cieszy mnie to, że ludzie nie chcą pozostać w tyle, że sięgają po nowsze produkty cywilizacji ale wciąż czuć, że jakby tęsknią za dobrodziejstwiem socjalizmu, który z pewnością dla mieszkańców wsi zwłaszcza, gdy większość pracowała w PGR, był wybawieniem - wódka, stołówka, przedszkola, prace zbiorowe…Wymieniać można dużo, to nawiększa bolączka starszych bo młodzi jakoś sobie radzą - opuszczając wieś, pracując w mieście.